Puk, puk
Na granicy bułgarskiej nie wolno było się przyznać do posiadania "waluty zachodniej", nasze dolce były schowane w małym turystycznym radyjku. Po przejściu Bułgara trzeba było iść do Grecji jakieś 200-300 m i po drodze "rozbroić" radyjko z dolarów, żeby Grekowi pokazać.

Jest - piękna grecka flaga, żołnierz grecki macha do nas z daleka, ciemno jak u Murzyna w Senegalu, kołatanie w "klatach", bo mogą nie wpuścić do Hellady...z takim ryzykiem trzeba było się wtedy liczyć. Dochodzimy do granicy, jasno od świateł jak w Las Vegas...jeszce trzy kroki (szlaban) i wymarzona Grecja...ale NIE...ale NIE...bo wyszedł z budki "Jorgos" i ...rozpakowywać plecaki, namioty, śpiwory...cały nasz dobytek. Oczywiście każdy musiał kasę pokazać.
Tylko spokój nas może uratować...i nagle Lidka mówi "laski wyciągamy po kolei majtki, podpaski...może gościu odpuści...i o dziwo odpuścił. Zobaczył Lidkę (jedyna blondynka)niebieskie oczy, filigranowa postura zalotny uśmiech...machnął ręka spogladając na wyciągnięte z plecaków damskie "precjoza".

Z naszymi facetami było gorzej...notatniki z paszportów sobie zrobił i tak na ostatniej stronie każdy miał wpisany po grecku: namiot, śpiwór, aparat fotograficzny, lornetka. W dzisiejszych czasach nie do pomyślenia...
Pytał czy czasem do pracy nie jedziemy...jakieś 2 h nas trzymał na tej granicy
W tym samym czasie niemieccy turyści podjeżdżali samochodami i nawet nie wysiadali tylko paszporty do szyb przykładali i przejeżdżali...żaden by się nie odwazył Helmuta kontrolować...do d...by im weszli bez masła. TAKIE TO CZASY BYŁY


  PRZEJDŹ NA FORUM