Peloponez 2013
Kolejna część wspomnień.

Witam i z przyjemnością wrzucam kolejny odcinek.


Po gruntownym odpoczynku postanowilismy wybrac się do Epidauros oraz zobaczyć Napuplio.

Dzień, jak nie w Grecji, zapowiadał się mokro i ponuro. W pewnym momencie nawet kilka kropel deszczu spadło na ziemię. Jarek mówił, że to pierwszy deszcz od maja.


Jedziemy do Epidauros.

Nie będę żadnym odkrywcą jeśli powiem, że amfiteatr jest porażający. I to tyle w tym temacie wesoły





Samo Epidauros było ośrodkiem kultu Asklepiosa zwanym także Eskulapem.
Tu okażę się leniem i bezczelnie wkleję cytat z wiki:

"Uchodził za syna boga Apollina i nimfy Koronis. Był mężem Epione (Kojąca ból) i ojcem Higiei, Panakei, Iaso, Ajgle, Akeso oraz lekarzy Machaona (internista) i Podalejriosa (chirurg). Został wychowany przez centaura Chirona, który nauczył go sztuki lekarskiej. Doszedł do takiej wprawy, że posiadł umiejętność wskrzeszania umarłych. Z tego względu Asklepios nazywany był Zbawicielem (gr. Soter)."

Zauważcie, że Asklepios spłodził sporą część medycznych specjalizacji.


Oprócz samego amfiteatru warto też zwiedzić resztę tego, co zostało po mieście.













Ach te kolumny...




A tu coś kiedyś odbudują



Oczywiście wchodzimy do muzeum.














Trochę szkoda, że Jarek już z nami nie jeździł, ale nie można wymagać od gościa, żeby poraz setny jechał w to samo miejsce. Sami sobie damy radę!

Epidauros zwiedzamy trochę nerwowo, bo cały czas, gdzieś dookoła, pomrukuje burza. I to tak, że boimy się naprawdę solidnego deszczu. Skończyło się jedynie na straszeniu wesoły



Nauplio.

Praktycznie w każdym czytanym przeze mnie opisie autorzy zachwycają się nad urodą tego miasta. I faktycznie mają rację. Naupilio jest ładne i klimatyczne. Ponieważ byliśmy tam jeszcze klika razy, więc scalę wszystko w jednym opisie, z odrobiną autorskiej fantazji swodobnie traktującej czas.


Na początek zobaczyliśmy takie coś







Wpisując nazwę z rufy można się wiele dowiedzieć o tym jachcie





Basia chciała dokonać abordażu, ciąć cumy i odpłynąć ma Morza Południowe




Ja chciałem jeszcze zabrać ten samochód, ale coś się Basi w nim nie podobało...



Nie mogąc się dogadać na temat podziału łupów poszliśmy w miasto.







Trochę monotematyczne te fotki, ale czuję sentyment






Pirackie klimaty nie dawały Basi spokoju i postanowiła śmiałym atakiem zdobyć przyczułek i ostrzelać port...








okolicę...




TYM



A jak już wystraszeni mieszkańcy złożą okup to zniknie w gąszczu zaułków.










Na razie koncetrujemy się na działaniach zwiadowczych.











To musi być tajne wejście do twierdzy


Reszta niech będzie milczeniem, bo ciemne siły udaremniły nasze misterne plany i skończyło się na oglądaniu meczu w piłkę wodną.

Jeszcze tylko widzimy pana Jana Pietrzaka z żoną, która z wielkim poświęceniem robiła fotki przy pomocy tabletu.


Plątając się po miejskich uliczkach natrafiamy na kosciół katolicki. Tak przynajmniej napisano na tabliczce.

Głośno i wyraźnie czytam:
- Catholic Church - i nagle słyszę:
- Are you catholics? - zadał je stareńki pan, który akurat zamykał kościelną furtkę
- Yes - odpowiadam
- Where are you from - pada skaramentalne pytanie
- Polonia - nauczony doświadczeniem nie mówię 'Poland' bo lubi się kojarzyć z 'Holland' co automatycznie podnosi cenę czegokolwiek
- Jesteście z Polski? - głos staruszka brzmi z niejakim niedowierzaniem
- Oczywiście - mój ton nie dopuszcza wątpliwości
- No to chodźcie ze mną - ton (jak się okazało) księdza również nie dopuszczał wątpliwości

Zostaliśmy wzięci w jasyr i oprowadzeni po kościele, który kiedyś był tureckim meczetem. Po odzyskaniu niepodległości katolicy z Nauplio - około 300 osób - poprosili króla Ottona o kościół. I dostali ten malutki meczet.
Dziś katolików jest najwyżej kilkunastu.

Dobrodziej dokładnie wypytał nas kiedy przyjechaliśmy i zmył głowę, że nie bylismy na mszy. Tłumaczenie, że nie mieliśmy bladego pojęcia o istnieniu katolickiego kościoła w tej części Grecji zupełnie do niego nie docierało.

Zostajemy poinformowani, że przy kościele funkcjonuje hostel.
Zaopatrzeni w obrazki, ogłoszenia parafialne i umoralniające broszurki opuszczamy to miejsce.

Niestety było już zbyt ciemno, żeby pstryknąć fotkę.


Zauroczeni miastem wracamy do Kiveri. Zdobycie miasta odkładamy na bliżej nieokreslona przysżłość.


  PRZEJDŹ NA FORUM