Peloponez 2013
Ciąg dalszy. Dziś bardzo gorący...



Tegoroczne wakacje okazały się najbardziej 'uwycieczkowione' w naszych greckich wojażach. Nie zdając sobie z tego sprawy postawiliśmy sobie bardzo ambitne cele. Nie do końca jestem przekonany, czy warto było fundować sobie taką ilość starożytności. Oczywiście nie żałujemy tego, ale gdyby zwolnić tempo, to wiele wrażeń mocniej wryło by się w pamięć. Najlepszym tego przykładem będą Delfy, na które przeznaczyliśmy cały dzień. Ale o tym przy innej okazji.

Teraz chciałbym jeszcze odnieść się do kilku wpisów, w których dominowały zwroty, że zarówno Korynt, jak i Delfy to tylko kupa kamieni. I właściwie osoby te mają rację, ale co ja poradzę, że siedząc na plaży w Kalimerze i patrząc na Zatokę Argolidzką widziałem statki, stateczki, triremy, rybackie łodzie...
Oczyma duszy widziałem, jak gwarne i ludne było to miejsce. Teraz to i kupa kamieni z postawionymi na nich miastami (np. Argos), ale dla mojej wyobraźni nie stanowi to jakiegoś problemu.


Dosyć tego rozczulania się!

Tym razem fundujemy sobie maraton Korynt - Akrokorynt - Herajon. Po drodze naturalnie Kanał Koryncki. Jarek udziela nam kilku rad, łącznie z gorącym poleceniem Herajonu. Gość zna się na rzeczy!


Korynt

Jesli wierzyć wiki, to pierwsze ślady osadnictwa datowane są na V stulecie p.n.e. Miasto było opanowane przez Dorów, którzy uważali się za potomków Heraklesa (podobnie, jak Aleksander).
Samo miasto było ludne, bogate i z ciągotami do panowania nad Helladą. Dziś z całej tej świetnej otoczki został Apostoł Paweł i córy Koryntu.




Kolumny...











Nawiążę w tym momencie do krótkiego wstępu, którym Was uraczyłem i złożę samokrytykę. Z 'reporterskiego' punktu widzenia nasze zwiedzanie było psu na buty. Było za szybko i za dużo, a w dodatku było potwornie gorąco. Stąd też podpisy pod fotkami (jak się takowe trafią) będą bardziej emocjonalne niż rzeczowe.


Nie możemy sobie odmówić wejścia do muzeum. Jest klima wesoły




Kopie takiego cuda można było kupić, ale ceny zaczynały się od 90E. Przestałem się dziwić łupieżcom










Datowane na XII wiek p.n.e.




A to jeszcze starsze. Może Parysowi na takim półmisku podano dziczyznę?


Fantastycznej ceramiki jest tam na kopy. Nie wiem co mi się porobiło, ale mogłbym oglądać bez końca. Z przerwami na jedzenie naturalnie. Muszę zainwestować w polara, bo dużo fotek psują odblaski od szyb.


Nie samą ceramiką człowiek żyje.










Jeśli popiersie wiernie oddaje stan rzeczywisty, to Neron nie był paskudny




Ave Cezar







Posągi Galów. Kiedyś pilnowały wejścia do świątyni




Walka Greków z Amazonkami. Wbrew legendzie Amazonki mają obie piersi




Sfinks. Ładny, ale w Delfach...




Galowie śmiali się z Rzymian, że mikrusy. Badania wykazały, że Rzymianie mieli około 170 cm wzrostu. Grecy o dziesięć centymetrów mniej. Ten hełm był nieduży. W pierwszej chwili myślałem, że to fragment paradnej zbroi dla nastolatka.


Ponownie wychodzimy w skwar.














Zwróćcie uwagę na ludzi. Po jakimś czasie zjawili się w tym samym miejscu, ubrani w białe szaty i pod przewodnictwem brodatego gościa śpiewali i modlili się.




Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku




Nie mam pomysłu dlaczego akurat ten cytat tam umieszczono












Przed nami Akrokorynt.




Wyobraźmy sobie napastników, którzy w takim upale muszą najpierw wyjść na górę...


My dokonaliśmy tego Mundkiem. Droga wąska, kręta i ostro pod górę. Basi momentalnie przypomniała się trasa z Ohrydy do Skopije. Tyle, że tam było szerzej.







Fortyfikacje są średniowieczne, ale i tak nie mamy już ochoty na zwiedzanie




Widoczki







Farm słonecznych Helladzie nie brakuje



Konsekwentnie realizujemy nasz plan. Jedziemy zobaczyć Kanał.




Wiadomo, że przekopanie Istmu planowano od ho... ho..., albo i dawniej. Tyle, że technologia nie pozwalała. Nie mogli poprosić kosmitów? Tych od piramid...
Co ciekawe na Athosie do dziś istnieją przymiarki do przekopania kanału, który kazał wykonać Kserkses.

Akurat przy Kanale nic ciekawego się nie działo, więc ruszamy do Herajonu. Jedziemy przez Loutraki, które jest czymś w rodzaju Sopotu dla Grecji.

Dla mnie to ciasne i zatłoczone miejsce (i dlatego nie bywam w Zakopanem).

Po drodze mijamy ładne jezioro Vouliagmenis. Nawet zatrzymujemy się żeby coś zjeść, ale akurat mają tylko ryby, a menu jest tylko po rosyjsku. Nie chce mi się przypominać bukw. Herajon jest blisko.







Miejsce cudne. Idę tam sam, bo Basia wywiesiła białą flagę. Upał ją wykończył. Ja trochę rumakuję, ale też nie poszalałem. Ale za to mam teorię.

Jeśli wierzyć Parandowskiemu, to Ares był niepokalanie poczęty (Eros na Olimpie). Hera, wiecznie zazdrosna o Zeusa, żeby się przypodobać mężowi raz do roku ponownie stawała się dziewicą. Pomagało, ale dzieci z tego związku coś nie było. Pewnego razu dowiedziała się, że istnieje cudnowny korzeń, którego sok wprowadza kobietę w stan błogosławiony. Hera wraz z towarzyszką (chyba Atena) udała się do tego miejsca. Przy okazji prawie została zgwałcona przez hordę Sylenów, ale pomógł jej Herkules. Dziwne, że będąc potężną boginią sama sobie nie poradziła.
Parandowski nie pisze jak wyglądała 'korzenna' ceremonia ani, gdzie to było. Może akurat w tym miejscu? Wygląda romantycznie wesoły


Wracamy. Pponownie przebijamy się przez Loutraki i lądujemy w Mili, gdzie Jarek polecił nam niezłą restaurację. Potem już tylko my i Zatoka...


  PRZEJDŹ NA FORUM