Południe Peloponezu i Kefalonia 2014 - skromna fotorelacja;)
18 lipca

Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. W związku z zaplanowanym kilkudniowym postojem w Chorwacji decydujemy wypłynąć z Sami późno wieczorem, by dnia następnego dojechać o rozsądnej godzinie na kwatery w Tribunji. Bilet na prom kupujemy w Sami na 2 godziny przed rejsem. Życzliwa pani w punkcie sprzedaży informuje nas, abyśmy czekali na prom dokładnie naprzeciwko (wskazuje ręką) i nie spóźnili się ani trochę, gdyż prom rozładuje załadunek a to zajmie 5 minut i po wpuszczeniu nowych pasażerów od razu odpływa.

Sami










Mamy dużo czasu, więc jedziemy na parę minut na plażę Antisamos. I znowu jest na co popatrzeć, choć już późno i powoli robi się zmrok. Plaża usytuowana między górami, białe okrąglutkie kamyki i krystalicznie czysta woda. Między skałkami natrysk. Parasole i leżaki też są. Żałowaliśmy, że nie dotarliśmy tu w ciągu dnia (Antisamos był zaplanowany, wtedy kiedy auto znajomych zastrajkowało) smutny

Zdjęcia tylko z telefonu:












Wracamy do portu i czekamy, tuż przy miejscu gdzie ma przypłynąć łajba i posilamy się nieco. Planowana godzina odpłynięcia promu to 22.30. Przed nami jedno auto: starsze małżeństwo Anglików. O 22.20 promu nie ma i nie widać nic w oddali… Zaczynamy się niepokoić, ale mając na uwadze punktualność Greków nie panikujemy. 22.45 widać w oddali jakieś światełko… Zbliża się i ok. 23 dobija w zupełnie inne miejsce, „nieco” dalej niż nam mówiono, więc tłumaczymy sobie, że to musi być inny prom. Jednak w oddali nie widać innych promów… Mąż zostaje przy aucie, córka idzie do lokalu gdzie jedliśmy pizzę i pyta, czy możliwe że TEN prom podpływa TAM… Zdziwienie, ale jest to możliwe, tym bardziej, że o tej godzinie innego promu już nie ma…????!!!

Ja w tym czasie biegnę (odległość ok. 300-400 m) już w kierunku promu dowiedzieć się u źródła…

Dobiegam w momencie, kiedy z promu wyjeżdża ostatnie auto. Pytam – odsyłają mnie do innego pracownika gadającego po angielsku. Tak! To jest ten prom… Tłumaczę, co zaszło, że moja rodzina i inni turyści czekają tam – pokazuję, gdzie nam wskazano… Mówią, dzwonić do męża – zaczekają 2-3 minuty. Niby nie problem, gdyby nie to, że wieczorem zamykane są z przystani ulice dla pojazdów mechanicznych… Nie opiszę poziomu adrenaliny … Ostatecznie mąż wpadł na prom (myślałam, że nie wyhamuje) jadąc pod prąd, przestawiając barierki poustawiane przez policję i takie tam… Tyle odwagi nie miał kierowca angielski. Córka wyjaśniła im, co zaszło i że muszą przejechać „tam” jednak na ulicy się zgubili. Mimo naszych próśb kierowanych do pracowników promu, by jeszcze chwilę zaczekać na innych turystów odpłynęliśmy bez nich...





  PRZEJDŹ NA FORUM