Peloponez (Tolo) czyli przez Delfy, Meteory i Budapeszt do domu
Koniec nadchodzi nieubłaganie
No i stało się. Nadszedł ten upragniony koniec. Wreszcie nie będzie upału, męczarni zwiedzania.
Wreszcie można będzie zatrzymywać się na przed znakiem STOP, widzieć podwójną ciągłą i używać bez wstydu migaczy ... normalnie pełen luz jęzor

Zostaną tylko marne wspomnienia, widoki i same kłopoty. Uff nareszcie koniec !!!

Dotarłeś do tego miejsca ? Dotarłeś ! Bo ciekawie się zapowiada. Nieprawdaż ?

Niestety to wszystko to tylko żart, to odreagowanie na opuszczanie tak pięknych okolic, błękitnej i czystej wody, nowych smaków i doznań ! Uuuuuuuuuuuuuuuuuuu pozostało tylko wyć i planować następne wakacje bardzo szczęśliwy

A teraz tradycyjnie do spowiedzi, mała, chyba najmniejsza z moich wszystkich logistyk.

Wracamy do domu, ale hoho nie od razu. W domu będziemy za 5 dni, bo po drodze mamy Delfy z wyroczną (ciekawe co powie), spotkanie z mnichami na skałach i kawa na zamku u Madziarów.

Po pierwsze:
Wyjechaliśmy około ósmej z gościnnego Tolo, żegnaliśmy nasz apartament z żalem, ale spotkanie z terminalem płatniczym w dniu poprzednim postawiło nas na nogi. Mieszkało się , trzeba płacić.
Jeszcze nikt nie wymyślił innego rozwiązania. A szkoda jęzor
Droga trochę autostradą, a potem lokalnymi drogami także przez góry doprowadziła nas do Delf. Po drodze oczywiście piękne widoki. Nawet mijaliśmy ośrodek narciarski, więc jak ktoś zabrał do Hellady Narty to może tam spróbować pośmigać (ale niestety nie teraz).

Delfy:
Parkujemy przy muzeum (to chyba najlepsze miejsce - bo i bliżej będzie do samochodu po zwiedzaniu i luźniej z zaparkowaniem (muzeum znajduje się na końcu drogi przelotowej mijając po prawej stronie zabytki na wzgórzu). Ta kolejność jest właściwa. Cofamy się wzdłuż płotu do kasy biletowej. Tam jak zwykle studenciaki free i kupujemy pakiet ruiny + muzeum. Po prawej stronie kasy wodopój z zimną wodą.
Zabytki bardzo fajne, warte odwiedzenia, szczególnie warto wspiąć się na samą górę do starożytnego stadionu. Mimo dużej ilości wysiłku, nie poddawajcie się wchodźcie na samą górę. Naprawdę warto.
Ścieżka prowadzi sama. chodź powrotną drogę warto zmodyfikować innymi alejkami. Wychodzimy obok kas i wzdłuż płotu cofamy się do muzeum.

Muzeum
Uwaga
Wolno fotografować bez lampy, ale .... ale to ale można obejść !. Nie wolno fotografować własnych postaci na tle ekspozycji. Bo jak ktoś zauważy a tam co kawałek pilnowacze to dostajecie upomnienie.
Jakby ktoś się uparł na zdjęcie własnej osoby to wystarczy zastosować manewr chodzenia razem i udawanie nieznajomych. Wtedy to mimochodem niby to przypadkiem robimy fotkę posągowi w obrębie którego tak szczęśliwym zbiegiem okoliczności znajduje się obiekt ludzki godny uwiecznienia (żona, dziewczyna broń boże teściowa) bo zdjęcie może się nie udać.
Wychodzimy z muzeum, znów wodopój i od razu wsiadamy do samochodu. Bo mamy logistycznie zaparkowany pod nosem.

Odjeżdżamy i dojeżdżamy do Meteorów na nocleg.
Pod klasztorami mamy dwie miejscowości: Kalambaka i Kastraki. Pierwsza większa z rozrywkową uliczka i większym zapleczem sklepowym z małym widokiem na Meteory, druga, mniejsza klimatyczna, prawie przy samych skałach. Widoki obłędne, szkoda,że nie oświetlone.
Ponieważ zwiedzanie odbywa się samochodem, to obojętnie gdzie zamieszkacie. Może to nawet być 30 km od Meteorów jak cenicie spokój.


UWAGA
Meteory zwiedzamy rano bo tam po południu mają przerwę na obieranie ziemniaków (różną w różnych klasztorach). Obowiązuje niby strój - zakryte kolana i ramiona. Ja miałem długie spodnie, a towarzyszka długą spódnice z zakrytymi ramionami, ale widziałem,że i panowie chodzili w krótkich spodenkach i panie i nikt zbytnio nie ingerował w ich ubiór. Ale zasady to zasady, jedni szanują inni nie.
Klasztory:
Jest ich sześć: 4 męskie i dwa damskie. Sam zastanawiałem się które wybrać i czy oglądać cztery czy więcej. Ale wydaje mi się że dwa wystarczą: jeden męski - największy Megalo i jeden żeński nw odnodze drogowej na końcu. Wejścia płatne po 3 euraski niestety bez zniżek dla młodych. Od klasztoru do klasztoru poruszamy się samochodem, parkując nieopodal, bądź na parkingu bądź wzdłuż ulicy. Można by zrobić drogę pieszo, na przełaj ale odległości są dość duże. Ja zaprzęgałem do przemieszczania moje konie.
Pod klasztorem męskim tym największym byłem zaraz na dziewiątą. To był dobry ruch bo i ludzi mało (zanim zjedli śniadanie i umyli zęby - ja miałem już go zaliczonego) i fotki można cykać bez tłumów w tle. Godzinka czy trochę więcej wystarczy na obejście obiektu. W kościołach i muzeach zakaz fotografowania. Fotki robimy tylko na zewnątrz. Oczywiście, gdy nie ma się hałaśliwej lustrzanki jak ja, to i można by coś cyknąć do archiwum we wnętrzach.
Po drodze są małe punkty widokowe, niektóre bardzo atrakcyjne z widokiem na skały i klasztory. Polecam pięknie i do oglądania i fotografowania. Objedźcie całą drogę i sami zobaczycie gdzie stoją samochody i pod klasztorami i przy foto - pożądanych miejscach.
Zakończyliśmy na dwóch klasztorach męskim i damskim około 13.30 Potem oni tam mają przerwę, a my udaliśmy się na odpoczynek i małe co nieco jęzor
Po południu delektowaliśmy się widokiem skał, zamiast ponownie udawać się pod klasztory. Moim zdaniem są w środku podobne, tylko widoki zewnętrzne są inne i godne uwiecznienia. Nawet zaryzykowałby,że wystarczyłby widok jednego klasztoru (tego największego) w środku, a reszta okolicy z zewnątrz.

I to był moment ponownego noclegu w Meteorach. Zwiedzaliśmy zabytki w niedzielę i to był dobry dzień bo wszystkie klasztory były otwarte jakby co. W tygodniu są zamykane na kłódki, każdego dnia tygodnia inny.
Także proszę zapoznać się z wykazem co gdzie i kiedy przy planowaniu.

Rankiem wyjazd z Grecji. dojazd do autostrady, Macedonia i Serbia bez przygód choć remonty serbskie uciążliwe i sławetna granica w Roszke. Oczywiście wszech obecni Turcy przemalowani na niemeicko. Myślałem,że jak to poniedziałek to pójdzie szybciej, a i tak staliśmy 2,5 godziny. Niby mało w stosunku do tego jak się tutaj czyta, ale 1200 km do Budapesztu nas naglił. Kontrolują wolno, niektórych biorą na bok. Mnie pytał tylko o papierosy i alkohol. O uchodźców w bagażniku nie pytali. Zresztą nie miałem skarbów bałkańskich, ani żadnych innych jęzor
Czas mnie naglił bo o 22 zamykali mi kwaterę o Budapeszcie, więc celnicy węgierscy troszkę pokrzyżowali mi plany. Na dodatek zaczęło padać, potem całkiem nieźle,aż do ulewy włącznie. Mroczno, ciemno, wodniście i niebezpiecznie. Dotarliśmy około 22.15 do celu w Budapeszcie, Pani na szczęście otworzyła bramę i zajęliśmy pozycje horyzontalne zbierając siły na jutrzejszy Budapeszt. Dzwoniliśmy do niej wcześniej, aby powiadomić o lekkim spóźnieniu, ale Pani niestety tylko po Madziarsku i nie dogadaliśmy się jęzor

Następnego dnia okazało się,że była wielka ulewa, trochę ich pozalewało, trąbiły dzienniki i gadające węgierskie głowy pokazywały uszkodzenia i zalane piwnice bardzo szczęśliwy

Rano udaliśmy się do Budapesztu na zwiedzanie, ale ............ to temat na zupełnie inne forum bardzo szczęśliwy

Uwaga
Jak zamierzacie zwiedzać Budapeszt to znajdźcie lokum blisko metra lub autobusu. Aby kupić bilet to możemy mieć możliwości:
1. Biletomat - jeśli jest w pobliżu (gotówka lub karta) - 350 HUF,
2. U kierowcy 100 forintów drożej (450HUF)

Dlatego zalecam mieć choć 1000 forintów w kieszeni bo nie wiadomo co się trafi. Resztę można załatwić w mieście w bankomacie lub płacić kartą.

Uwaga 2
Można wymienić euraski na forinty na granicy węgierskiej, ale żydowskie kantory strasznie koszą. Ja wymieniałem tylko 10E aby mieć na bilet i wtedy wyszło żydówce 245 forintów za euro. Przy wymianie co najmniej 90E przelicznik wzrasta do 280 forintów za euro, a w mieści Budapeszt wymiana kształtuje się na poziomie 305 forintów za euro. Także wiecie już gdzie wymieniać bardzo szczęśliwy

Uwaga 3
Patrzcie kiedy są święta narodowe, bo ja byłem 18.08 w Budapeszcie i góra Gelerta była zamknięta bo porozstawiali zimnie ognie (pilnowane przez policję), a wzgórze zamkowe było po obstawiane budkami. Okazało się,że 19.08 mają święto narodowe. Jeśli by się dało można było przełożyć pobyt o jeden dzień. Ale 20.08 była już praca i trzeba było wracać 800 km do domu.

I tym akcentem kończę moje wynurzenia logistyczne na temat Grecji, pobytu i zwiedzania.

Niech się komuś przyda, wtedy będzie miał łatwiej niż ja. Pozdrawiam i dziękuję za uwagę.

Już z domu .... pan zielony

P.S.
Ech...znowu się rozpisałem ... a myślałem,że będzie krótko lol


  PRZEJDŹ NA FORUM