Czekając na barbarzyńców... Pilion, Meteory, Lefkada, Zagorohoria, Thassos i.. |
Dzień 2 - Papa Nero Wstęp...czyli rozwikłamy zagadkę czemu akurat tam... udali się barbarzyńcy. Pelion - ciut chłodniej niż w innych rejonach Grecji - idealne miejsce na aklimatyzację grecką dla słowiańskich barbarzyńców. Pelion - letnisko bogów olimipijskich - magiczny Pelion... ale tylko ten wschodni... tak by było blisko do najlepszych plaż. Żadne zachodnie płaskie wioski! Gdyby hotel był bezpośrednio przy plaży - hm... no przy tamtejszych serpentynach... byłaby to pewnie tylko jedna zaliczona plaża. Hotel gdzieś w górach, z widokiem na odległe morze, gdzie w trzy dni trzeba pojechać na trzy plaże - to może być dobre rozwiązanie.... Basen - poranny basen i po plaży wieczorny basen. Toż to niemal świętość i obowiązek barbarzyński! A więc basen, dobra cena, wschodni Pelion i bliskość do najlepszych plaż. Bum ta rara bum... i mamy hotel Astromeria: https://www.booking.com/hotel/gr/astromeria-makryrachi-zagora.pl.html?aid=343458;label=wizz-newsletter-increase_cust_credit_5%25;sid=f96ee54959c66068097ecf5e7af7aa7f;dcid=2#availability Hotel z klimatem iście greckim. Czysto, schludnie, ale to nie komercyjny plastik, to hotel składający się z wielu chyba nadbudowanych na sobie przybudówek. I co tylko w Grecji możliwe - wygląda to bardzo dobrze. Do tego pełno tarasów, balkonów... świetne widoki na góry i morze. Dużo schodków, świetny basen (otwarty dla nas kiedy chcemy) no i bardzo miła obsługa. Hotel wybrałem dla basenu oraz lokalizacji - blisko do najlepszych plaż tego prawdziwego Pelionu od strony morza (bo Pelion od zatoki...to nie tak atrakcyjny Pelion). Wybór to strzał w "10" - do tego klimat prawdziwej wsi greckiej. Dyskotekowa młodzież nie będzie zadowolona, ale ktoś kto chce wśród Greków posiedzieć w miejscowym lokalu... rewelacja! Dodatni minus... to miejscowość. Makrirrachi Prawdziwa wieś na skrzyżowaniu dróg, kościól, dwa sklepy i trzy knajpki. Niemalże same autochtony. I to takie co mówią "kalimera" nie znając nawet co to za bladolicy włóczą się im po rewirze. I co drugiego dnia w knajpie traktują nawet barbarzyńców jak swoich... Pojechali barbarzyńcy na plażę Papa Nero - 12 km i pól godziny jazdy białym rydwanem. I to jest to... woda, plaża, leżak i coś chroniące przed słońcem. To je to! Do tego barbarzyńcom zimne piwo podano... gdy się skończyło wytaszczyli w torby kolejne zimne napitki chmielowe... Raj... cień, cudowna woda... i serfujące Barbarzyniątko! I tak naruszeni słońcem ukrywający się w cieniu barbarzyńcy ruszyli na łowy do Tsagkarady. Tak rozległa wieś... że po znalezieniu dwóch knajp... wybrali po prostu tą z lewa... i spałaszowali przy wielkim drzewie kolejne porcje mięsiwa... Prawdziwi barbarzyńcy - tyle zabytków, intrygujących miejsc, a ci ino parasol, woda, napitki i strawa! Wieczorem barbarzyńcy wrócili do swej kwatery... i ruszyli na kolejne widowisko sportowe. W knajpie czekał na nich już stoliczek z którego szefu wygonił jakiś miejscowych... i czekało ouzo... Barbarzyn pił, Barbarzyniątko po opędzlowaniu orzeszków... zaległo w knajpie po swojemu.... |