Czekając na barbarzyńców...
Pilion, Meteory, Lefkada, Zagorohoria, Thassos i..
    mai pisze:

    Podczytuję i czekam na dalszy ciąg wesoły
no to mai miłej lekturyoczko




Dzień 9
Zagorohori - Monodendri


Czemu nie widać nigdzie naszych mówców?
Nikt z nich tym razem nie przemawia do nas.

Bo barbarzyńcy mają dzisiaj wejść,
a mowy i debaty śmiertelnie ich nudzą.


I po wyspaniu się ruszyli barbarzyńcy w stronę dzikich greckich gór Pindos.
Po opuszczeniu Lefkady droga zaczęła krążyć wokół gór... i obdarzać wędrowców kolejnymi tunelami.

I tak jechali aż dotarli do Filippiady!
A tam Barbarzyniątko (co mu na chrzcie Filip dali) wyzwało ojca na olimpijski... tzn filippiadowy wyścig.
Gotowi, do startu... start!



Wynik był łatwy do przewidzenia - Barbarzyniątko w 36 stopniach upału oczywiście wygrało....

Dalej już tylko chłodniej.
A to strumyki przy drodze...a to niezłe greckie kozy...



Barbarzyńcy dotarli do kamiennego gościńca w Monodendri... zostawili szybko rzeczy... i ruszyli.... strawy na rynku szukać!
Chociaż najpierw długo rynku szukali... bo miejscowosć... cała w kamieniu... ładnie odnowiona (aż za ładnie na oko grekofila) łatwo potrafi oszukać obcych... wyprowadzając ich nie tam gdzie planowali.
Tym nie mniej strawa była... i to na grillu grzana przez przedstawicielkę Polan...
Chłodniej... spokojnie... a i jadłopodawca wino domowe przynosił.

Tak się spodobało, że Barbarzyna (ona) wysłała Barbarzyna (jego) do dziewoj dwóch na środku placu... z butli sprzedających jakiś zacny trunek.
I zakupił Barbarzyn... ku szczeremu zdziwieniu dziewoj obu napitka tego ilość konkretną.
Będzie... degustowane wieczorem!



Najedzeni wędrowcy ruszyli dalej.
Mijając Stone Forest olali nieco kamienne skałki... bo czekał na nich Oxia Vikos!

Poszli... po prawo wąwóz... po lewej... osioł w skalnej jamie - jaaaa......co klimat....



Dobra... dalej nie wolno, więc barbarzyńcy na rycinach zaczęli malować poniższe kibolskie szkice...



Dalej nie wolno....
Dalej nie wolno....

No to poszli tam, gdzie nie wolno.
Sam koniec punktu widokowego... gdzie albańskie sieci pojawiły się na ichnim telefonie na korbkę...
Najpierw Barbarzyna z taką pewną nieśmiałością zerknęła kilkaset metrów w dół... a potem i Barbarzyn kibolsko poskakał na gzymsie skały....



Jest MOC!!!


Pojechał rydwan dalej - ku słynnym mostom tejże krainy - na początku Kokkori or Noutsos



Zdjęcie chłopaków na środku mostu... i ruszyli... ku Plakidas:



Mimo zachodzącego powoli słońca znowu rydwan... aż do Gefiri Lazaridi





W końcu wrócili do Archontiko Zarkada - imponującego gościnca w kamieniu... w klimacie... i basenem z widokiem na góry...



Wieczorem... w eleganckich wnętrzach... Barbarzyna wyciąnęła kupiony na rynku napitek.
Wychyliła lampkę....
Zastanowiła się...
i zapytała... "Czemuś kupił mi luby herbatę zieloną???"

No i biegał po zmroku Barbarzyn po miasteczku owym, aż nabył w podejrzanej bramie wino domowe za cztery euroszekle.
Rum Barbarzyna, wino... kraty w oknach... klimat, prawdziwy klimat... Zagori!!!



  PRZEJDŹ NA FORUM