Grecja leniwie...po raz pierwszy....
10 lipca 2016, niedziela, ku Grecji

No to jedziemy tą płatną pseudo-autostradą z powrotem na południe…i znowu płacę 40 i 80 DEN…. A potem jeszcze 60 DEN…. Jedziemy i jedziemy, droga dość nudna, ale już spokojna i zatopienie łzami już nam nie grozi lol … Tankujemy jeszcze na stacji tanie macedońskie paliwo, 36,8 ON za 1800 DEN (a dokładnie zabrakło nam 20 DEN i dopłaciłam 50 centów, fajny kraj bardzo szczęśliwy )… Jakby nie jeżdżenie w kółko to waluty by wystarczyło, bo w sumie to wyliczona była…..
Po przejechaniu 1622 km (od domu, od Skopje nr 2 133 km) o godz. 12:46 meldujemy się na granicy macedońsko-greckiej. Na szczęście na TEJ granicy jest pusto, tylko kilka samochodów. O godz. 13:56 wjeżdżamy do GRECJI… Niby 10 minut na granicy, ale doba nam się o godzinę skróciła….

To witaj Hellado bardzo szczęśliwy bardzo szczęśliwy


Teraz darmową szeroką autostradą na Saloniki…. Pola z lewej, pola z prawej…nudno… Saloniki jakąś autostradą na wschód omijamy, ale w pewnym momencie jesteśmy dość wysoko i w dole mamy cały port w Salonikach….. OGROMNY…. Ale nie ma się gdzie zatrzymać, więc tylko przez szybę możemy popatrzeć…. Za Salonikami droga robi się węższa, a my zjeżdżamy ku Halkidiki… Mijamy skręt na pierwszy palec Kassandrę, za oknem mamy morze, a my jedziemy dalej.... Koło 14 rozmawiamy z Fotini z hotelu i umawiamy się, że jak dojedziemy to zadzwonimy, a ona podjedzie (wybiera się na obiad i sjestę zakręcony )…..

W końcu i my skręcamy – na środkowy palec Sithonię…. Robimy jeszcze postój w Nikiti w Lidu na zakupy (w sumie to tylko wędlinę z domu wzięliśmy, mleko, chleb, wodę i inne trzeba dokupić) i kupuję tu słoik oliwek takich fioletowych…. (jak się okazało pyszne, chyba najlepsze jakie jadłam)…
Po godzinie dojeżdżamy do celu...do miejsca naszego noclegu w Grecji…..


  PRZEJDŹ NA FORUM