Σιγά, σιγά..... czyli jesień na Krecie…. |
21.10.2017, sobota, dzień 1 Po wejściu do hali przylotów wypatrujemy naszego nazwiska na kartkach. I znajdujemy pana i panią... Podchodzimy, witamy się, pan wychodzi z nami przed terminal i zaczynamy spisywać dane do wynajmu samochodu -100 eur z ręki do ręki, full ubezpieczenie. Okazuje się, że samochód będziemy mogli odebrać dopiero za chwilę jak spiszą umowę z jeszcze innymi osobami. Wszyscy oczywiście z naszego lotu. Jak już spisano 3 umowy, słyszymy: Driver go with me…. To drajwerzy do samochodu się ładują i odjeżdżają, gdzieś za terminal i tyle ich widać…. My siedzimy przed terminalem wraz z porzuconą dziewczyną ok. 30 lat (może mniej ), jej facet to też jeden z drajwerów. Kupili bilety w czerwcu w cenie 260 zł za osobę(bez dopłat), stwierdzam, że kupowanie wcześniej dużo tańsze wcale nie musi być…. Czekamy i czkamy, i czekamy, w końcu widzę za szybą białego autka Pana M. Mamy białą Kia Rio. Kijanka jest lekko poobijana, co ma dobrą stronę biorąc pod uwagę, gdzie zamierzamy nią pojeździć A co ich tak długo nie było?? Panowie pojechali na koniec terminala, zawrócili, minęli całe lotnisko i już byli na parkingu wypożyczalni. Szybciej na nogach by zaszli…. Kartka/dowód do ręki, kluczyki w stacyjce już są i tyle…. To Pan M. przyjechał po nas Lokujemy się w aucie i zgodnie z opiniami w samochodzie czeka na nas mapa wyspy (broszurka do zabrania) oraz butelka białego wina…. To ruszamy... Dzisiejszy dzień mamy zaplanowany. Pierwszy nasz cel jest 10 km od lotniska. Jedziemy wąskimi drogami między domami, polami i oliwkami. Sklepu nie ma, a trzeba się czegoś napić, bo po locie niedużo nam wody zostało. A zamierzamy poplażować….. Navi w telefonie bez problemu nas prowadzi, na rozwidleniach są oznaczenia bardziej lub mniej widoczne, więc większego problemu z trafieniem nie ma.. Mijamy kozy kri-kri, które w odludniejszych miejscach można wszędzie spotkać, kapliczkę (ale czy to ta sama, co na zdjęciach? jakoś inaczej wygląda…) i zaczynamy dość strony zjazd w dół…. Droga asfaltowa, na dwa auta, kilka agrafek, stoki surowe niezabezpieczone, więc i jakiś kamień się zdarzy, ale bez przesady, spokojnie się jedzie…. Gdyby nie auto przed nami, które było na 100000% prowadzone przez wystraszonego kierowcę, jazda byłaby samą przyjemnością, a tak to cały czas zastanawialiśmy się czy nagle się nie zatrzyma…. A w dole już widzimy parking i nasz cel: plaża Seitan Limania |