Σιγά, σιγά..... czyli jesień na Krecie….
21.10.2017, sobota, dzień 1 Seitan Limania

Parking zbyt duży nie jest, ale udaje nam się zaparkować dość wygodnie i bezpiecznie i wyskakujemy z samochodu (g.10:30). Jak ciepło…i biegniemy na skraj urwiska, aby popatrzeć na plażę…. Cudowna….


Inna nazwa plaży to Stefanou Beach. Plaża jest trochę ukryta na półwyspie i mimo że zaliczana do jednych z najpiękniejszych plaż na Krecie to nie jest ona tak rozpoznawalna jak Balos czy Elafonisi.

Na razie plaża jest częściowo w cieniu, ale patrzymy na niebo, jest trochę chmurek, ale mamy nadzieję, że uda nam się choć trochę poplażować… Wracamy do auta, aby przebrać się w stroje do pływania oraz w letnie ciuchy.. no i napić się… synowi zostawiamy wodę, a my korzystamy z darów wypożyczalni pan zielony ... miły początek pobytu na Krecie pan zielony pan zielony ….

Wiemy, że zejście do plaży do łatwych nie należy (oglądaliśmy filmiki na youtubie, na niektórych ludzie idą nawet na kolanach 8O ), więc zostajemy w adidasach i zaczynamy schodzić w dół… Kurczę, prosto nie jest i częściowo muszę schodzić tyłem… No i gdzie się podziali inny zmierzający w dół pomysł pytajnik …. W pewnym momencie słyszmy: Hello, there is another easier route.... Schodzimy dalej: Hello, there is another easier route. i znowu Hello, there is another easier route.... To chyba do nas pomysł pomysł .... Zatrzymujemy się i Pan M. podejmuje decyzję o odwrocie i powrocie na górę… Jak wrócę na poziom parkingu mam już serdecznie dość…. Rozglądamy się dookoła i widzimy, że ludzie zmierzają na mikro ścieżkę za kapliczką…


To też tam podążamy….


Między skałami pasą się owce, niektóre stoją jakby były do tych skał przyklejone…






W dół prowadzi ścieżka, raz szersza, raz węższa i tuż przy skałach. Są luźne kamienie, a ziemia (w kolorze brązowo czerwonym) miejscami jest mokra i śliska…. My mamy adidasy na nogach, więc dość wygodnie nam się schodzi, ale spora część idzie w japonkach (sama pewno bym zeszła w japonkach, ale wygodnie to by nie było). Na samym końcu jest kilka schodów, a na końcu trzeba zeskoczyć… Ścieżką schodzą osoby w różnym wieku i już ci mocno starsi i małżeństwa z maluchami w nosidełkach na plecach i dzieciaczki kilkuletnie. Wiadomo kilkulatka trzeba mocno przypilnować i najlepiej mieć obie ręce wolne (więc plecak wygodnym rozwiązaniem), ale zejdzie. Wg mnie odpuścić sobie powinny osoby z większymi chorobami kręgosłupa i stawów oraz osoby z nadpobudliwymi dziećmi, które nie są posłuszne, taki maluch chce szybko zejść, może sobie krzywdę zrobić, ale 5–latek powinien sobie już bez problemu dać radę… Zejście na dół zajmuje ok. 10-15 min.


Jesteśmy na dole….. Jestem zaskoczona, bo myślałam, że plaża będzie piaszczysta, a to drobne kamyki, taki żwirek...no i jakiś super piękny to on nie jest….


Plaża też zdecydowanie lepiej wygląda z góry (ale nie jest źle bardzo szczęśliwy )...


...ale to pewnie też wina tego, że jednak cień mamy na plaży, bo jak wyszło słońce to od razu pojawiły się właściwe kolory, ale wtedy to w wodzie siedziałam pan zielony
W głębi plaży widać też palenisko po ognisku, więc zapewne plaża służy także niektórym jako miejsce na dziki nocleg…

Woda jest dość przyjemna, ale nie jakoś super ciepła, no i dość szybko robi się głęboko (podobno jak wypłynie się z załamania kanionu, w którym jest plaża, odczuwalny jest dość mocny prąd…. Nie wiem, czy to prawda, bo wolałam nie sprawdzać…) Plażujemy trochę w słońcu, trochę w cieniu od chmur… Jako, że plaża jest w kanionie, no i jest dość głęboko znajdują się śmiałkowie, którzy skaczą z klifów do morza… My trafiliśmy na grupę młodych ludzi i wśród nich Włoch i Francuz postanowili poskakać…. Oczywiście nie obyło się bez oklasków, zachęt i lekkiej paniki jednego ze skoczków…. Na plaży robi się głośno i wesoło bardzo szczęśliwy bardzo szczęśliwy ….






Po 2 godz. plażowania (a czuję się jakbym pół dnia tu już spędziła i po przeczytaniu 2 rozdziałów Chalepianki - jakoś mnie nie porwała...) decydujemy się na odwrót. Słońca więcej tu już nie będzie, może na następnym pitstopie uda nam się je złapać….
Czeka nas teraz wspinaczka pod górę, ale jest ona mniej wymagająca od wejścia, bo przynajmniej się nogi na kamieniach nie ślizgają…. Oczywiście na rozszerzeniu zatrzymujemy się na sesję fotograficzną…




Na szlaku widać pełno cebul z szerokimi zielonymi liśćmi…. Podejrzewam, że to wielokrotnie przez Kulki pokazywane urginie – przed wyjazdem trochę poczytałam o tych kwiatkach, nie liczyłam na kwiaty, bo one są we wrześniu, ale właśnie po przekwitnięciu urginie wypuszczają liście… Co ciekawe roślina wykorzystywana jest (po odpowiednim suszeniu) jako lek np. nasercowy, ale sok z liści u osób z alergiami i o delikatnej skórze może spowodować poparzenia (podrażnienia mogą spowodować także łuski na cebulkach, ale tylko te w kolorze czerwonym).


Na parkingu są oczywiście kozy kri-kri, które łażą koło wodopoju, między samochodami i po okolicznych skałach….




Wsiadamy do auta i jedziemy...
Zatrzymujemy się na chwilę pod kościółkiem…pełno tu kozich bobków, a sam kościółek z bliska nie zachwyca…




…i jedziemy do kolejnego wyznaczonego na dziś pitstopu…


  PRZEJDŹ NA FORUM