Σιγά, σιγά..... czyli jesień na Krecie….
Nie wiem, czy Wam się spodoba kolejny odcinek, no ale skoro piszę chronologicznie to nie mogę tego dnia ominąć…. zakręcony zakręcony


26.10.2017, czwartek, dzień 6 – dzień, który miał się nie zdarzyć….

Wyjazd na sam koniec października nawet na tak ciepłą i słoneczną wyspę jak Kreta, zawsze niesie ze sobą ryzyko gorszej pogody…. Wszelkie prognozy pogody pokazywały min. jeden dzień deszczu, tylko każda w inny dzień, ale w okresie wtorek-piątek….. No i ten dzień właśnie nadszedł zły ….

Już wieczorem jak parkowaliśmy zaczęło kropić… W nocy jak się przebudziłam to lało, ale lało tak konkretnie… Budzę się o 8:30, za oknem szaro i leje, więc odwracam się na drugi bok i dalej śpię, nie bardzo jest się do czego śpieszyć diabeł ….. Kolejna pobudka ok. 10 i dalej leje, nawet nie pada, a leje…. Zjadamy śniadanie w łóżku, czytamy książki, dogrzewamy się klimą i jak nie strzeli…. Prądu nie ma…. Coż zrobić….idziemy dalej leżeć.... i tak do południa, a w tym czasie deszcz tylko przybiera na sile i już nawet nie pada, ale woda płynie kaskadami ze schodów i wyższych balkonów…. Prądu nie ma, więc zimno się robi, kuchenka nie działa, a od naporu deszczu nawet okno w łazience zaczyna przeciekać i robi nam się prywatny basen… No nic trzeba udać się do recepcji (pani sprzątająca stara się jak może opanować nasz mały wodospad podokienny, ale siła deszczu jest potężna, ratuje nas tysiącem ręczników….), gdzie dowiaduję się, że została uszkodzona rozdzielnia na okolicę i niewiadomo, kiedy naprawią zakręcony … Dopytuję się o pogodę w okolicy, ale wszelkie lokalne serwisy pokazują, że wszędzie pada, a nawet i silne wiatry wieją…. Wracam do pokoju…........chyba sobie poleżę…..





Po kolejnej godzinie (trzeba oszczędzać baterie w telefonach i tablecie, aby bez niczego nie zostać) sprawdzamy wszyscy razem gdzie się da pogodę, pojedziemy nawet do Heraklionu, jeśli tam choć tylko mży, ale u nas w Chanii pogoda wygląda najbardziej optymistycznie lol lol
Przed 17 deszcz powoli ustępuje HURRAAA, na tyle że można zacząć myśleć o realnym opuszczeniu pokoju…. No i będzie można coś zjeść, bo przecież nie bardzo jest co ugotować, a nawet jakby było to prądu nie ma…. W końcu o 17:30 opuszczamy teren hotelu, dowiadując się, że droga do Chanii jest zalana i do sklepu nie dojedziemy.. No bez przesady, ale zanim wsiądziemy do samochodu schodzimy do głównej drogi… na raczej nie pojedziemy…..






W dołku jest najgorzej, stoi tam kilka zalanych samochodów…widać jak wraz z wodą spływała też ziemia… Pierwszy raz też widzimy straż pożarną na gąsienicach….


Jak poziom wody troszkę opada idziemy do sklepu okrężną uliczką, robimy zakupy i po drodze zjadamy coś na obiad….


  PRZEJDŹ NA FORUM