Σιγά, σιγά..... czyli jesień na Krecie….
28.10.2017, sobota, dzień 8 – powrót do domu

Wylot mamy o 10:20, więc trzeba wcześniej wstać. Ostatnie śniadanie na Krecie, domykanie walizek i jedziemy na lotnisko. Po drodze kupuję ostatnią frappe, spokojnymi uliczkami wjeżdżamy w centrum miasta, mijamy Agorę…


…stadion piłkarski i już jesteśmy w dzielnicy Chalepa, ale tylko przejeżdżamy przez nią…
Na lotniku jesteśmy ok. 9. Sprawnie oddajemy samochód (podjeżdżamy pod terminal, gościu już czeka, szybko wyciągamy walizki i już papa, i tyle), że nawet nie spisałam licznika zakręcony … Pan M. mówi, że przejechaliśmy 600 km… no uzbierało się trochę…
Na lotnisku szybko i sprawnie. Bramka na nasz lot znajduje się w osobnym oszklonym pomieszczeniu, przy wejściu do środka pracowniczka linii krzyczy na każdego i każe ustawić się w kolejce. To stajemy. Już teraz sprawdza nam bilety i dokumenty i oznacza walizki, które nie mają wykupionej opcji zabrania na pokład. Ja nie widzę problemu, oznajmiam, że w jednej z walizek mam laptopa, więc muszę go wyjąć – w takiej sytuacji walizka syna idzie na pokład, nasze dwie oznaczono na żółto pójdą do luku. Odwiedzam jeszcze sklepy na lotnisku, ale nic ciekawego nie ma. Kupuję wodę na drogę (tu 0,7 l kosztuje 0,75 EUR, na Balicach 0,5l kosztowało 6 zł zakręcony ….) Teraz czeka nas nudne czekanie na lot….
Nudy…
Nudy….
Nudy….
Nie znoszę siedzieć i nic nie robić taki dziwny

Przed oknem jest koniec pasu do lądowania, a dokładnie miejsce, gdzie pasażerowie wysiadają.. To popatrzę…


Śledzę też nasz samolot na http://flightradar24.com/ i okazuje się, że system dobrze działa lol Strona pokazuje, że samolot już na początku pasu, a po chwili i ja widzę naszą maszynę…




Po kilku minutach możemy wyjść na schodki i teraz to my stoimy i patrzymy jak inny dopiero stawiają stopy na kreteńskiej ziemi…. Ehhh, szybko zleciało….. To do samolotu, walizki na wózek i już siedzimy. Walizek na pokładzie dużo mniej, to i mniej przepychania… Znowu siedzimy za rodzinką adidasów…
Planowo ruszamy… Przy lotnisku w Chanii jest baza NATO i taki samolocik mijamy…


…i już jesteśmy nad Stavros…




…i wpadamy w chmury…


Po 20 minutach lotu mijamy zatoki, których nie potrafię zidentyfikować…




…i znowu chmury…

Przerzedza się jak jesteśmy nad Dunajem nad granicą rumuńsko-serbską…




Potem już tylko, góry, chmury, pola i Kraków wita nas…..


No cóż przed nami złota polska jesień… zakręcony

Na walizki musieliśmy chwilę poczekać, dobrze, że nigdzie nam się nie śpieszy. Tata czeka na nas w hali przylotów, więc najpierw jedziemy do rodziców, gdzie czeka i ciepła herbata i domowy obiad. Ale trzeba się zbierać, zostajemy obdarowani jeszcze obiadem na kolejne dni, więc jeszcze wakacje choć od gotowania mam lol Naszą Foczką lecimy pod Babią Górę...
I tak skończyła się nasza jesienna wyprawa na Kretę w stylu Σιγά, σιγά….


  PRZEJDŹ NA FORUM