Zanzibar prawdziwy...i inne dziwy:-) |
Podróż jak to podróż. Okęcie - Milan - Muskat - Zanzibar. Ilością rumu oraz przemiłymi stewardessami by obdarzył kilka stron opowieści... więc stop stop, to całkiem inna historia. Nie nudzimy, nie nudzimy. Cena przelotu rozsądna, ale dla obieżyświatów bez szału: 410 Lotem Mediolan plus 1440 dalej omańskimi liniami na Zanzi. Zapłacone, więc... powitanie z Afryką czas zacząć. Na lotnisku... no, nareszcie potem po plecach i heja w stronę dworca PKS z Ustrzyk Dolnych zwanego tutaj budynkiem lotniska. Karteczki do wypełnienia (pisz Miś Koralgol z Nibylandii) na które i tak gruby murzyn nawet nie patrzy. Dolary, na dolary patrzy. Parę minut w kolejce do okienka i przechodzimy do budynku z trzema ścianami gdzie już jest kontrola celna. Tzn prześwietlają Twój bagaż... i witamy w Tanzanii. Czy są jakieś ograniczenia? Nie wiem... na wszelki wypadek mieliśmy tylko po kilogramie rumu i nie było żadnych zastrzeżeń. Szybki rekonesans i z trzech punktów wymiany walut wybieramy jeden. Ja pierdykam, milionerem, milionerem jestem! Dostałem swojego miliona w banknotach po 5 i 10 tysięcy, owinąłem gumkami dwiema i jak cinkciarz wyszedłem mają 100 cm3 pieniędzy Do tego na bogato karta sim już whatsupp ściągnął imć Pandu, który został wcześniej umówiony na transport. Murzyński cfaniak i do tego taksówkarz - gorszego połączenie nie da się chyba wyobrazić. Pandu waga 55 kg wpada w koszulce Polski. (zawodowiec psia kość się przygotował, myślę sobie - nie będzie łatwo) Mała dygresja jak wyglądały wcześniejsze negocjacje z Pandu: - trasa lotnisko - Paje ile? Tylko ma być dobra cena. - 30$ -ok. Tylko po drodze zatrzymamy się przy sklepie z rumem, ok? - 50 $ - ale to tylko sklep przy drodze prawie, jedziemy za trzydzieści. - ok 30$, jakie chcecie wycieczki? Tydzień przed wylotem. - potwierdzam naszą trasę, lotnisko-sklep-Paje 30$ - 40$ - (zrzut z ekranu) przecież ustaliliśmy 30$ - ok 30$, jakie chcecie wycieczki? A więc jedziemy... zaraz za lotniskiem zatrzymuje się... i wsiada Pandu dwa. Zerkam... my we trzech 270 kg, murzyni we dwóch 110. Dobra... jedziemy dalej... i dawaj mistrzu ten sklep z alkoholem. Jedziemy... i zaczyna się sprzedaż bezpośrednia. Cfaniaki z Amwaya mogą się uczyć. - a jakie wycieczki chcecie? Fiszing, snurkeling, spajsi tur? - (odwal się my chcemy do sklepu i do Paje - no dziwne dziwne, taka piękna wyspa, u mnie najlepsze ceny... dziwny ten naród Polacy, że nie chcecie wycieczek - (zaraz mu przyłożę...) my przyjechaliśmy zobaczyć Wasze piękne plaże, napić się rumu... jak się zaaklimatyzujemy i stwierdzimy, że chcemy jakieś wycieczki to ja do Ciebie whatsuppa mam... A teraz sklep. No i taksi-murzyn skręca... w drogę jakiej nie ma nawet w Bieszczadach po dwóch dniach powodzi. Miedzy barakami w końcu bujając się jak okręt podczas huraganu wjeżdżamy na jakieś podwórko (no zaraz przyleci 400 kg murzyna i nas zajebią... ) - daj mi kasę, bo ja mam lepszą cenę, ja Wam kupię rum - (odwal się) my lubimy sami kupować, pójdziemy z Tobą, będziesz targował - no to chodźcie.... I wchodzimy... prawdziwy barak i prawdziwe Bacardi i Capitan Morgan. Zakup na paragon, cena ok 64 pln za litr... może być:-) Pandu rozczarowany bełkocze pod nosem, że on by kupił taniej... I jeszcze piwo w sąsiednim baraku... a bierzemy całą skrzynkę Kilimanjaro... Mordki już zadowolone, wokół 500 kg murzyna, a my uśmiechnięci i szczęśliwi. Wróciliśmy na trasę... dojeżdżamy do ronda na przedmieściach, maps me pokazuje, że do Paje w prawo... a my jedziemy w lewo... (6 zdrowych nerek i trzy zniszczone wątroby wiozą muziny na bazar!) Pandu zapytany o co chodzi znowu kłamie... że tam nie jedziemy bo korek...a tak naprawdę po dwóch kilometrach wysiada: "dawaj 30$ a mój brat Was zawiezie do Paje" Daliśmy kasę i nieco pewniejszy (bo teraz to już 270 kg na 55kg) pojechaliśmy w stronę Paje. Zmęczeni rozpakowaliśmy się... basen (o Simba Garden Lodge będzie w następnym odcinku) i heja na plażę, do której mieliśmy z 400 metrów. Zachód słońca... więc widoków dzisiaj nie będzie, bo nie wyglądało to jak powinno... nie było nawet kąpieli, bo P. poszedł popływać w ciepłej wodzie, ale po 800 metrach marszu w głąb oceanu (k...a, woda nadal po kolana) wymiękł i wrócił. Za to bar w Jumbo Bungalows wyglądał dobrze... Jeszcze powrót do hotelu, jeszcze kolacyjka z restaurancie i znowu uderzyliśmy do baru na disco na plaży już o 21:00 - bo "ogrodzili" teren i było disco z prawidziwym dj-em I to był błąd - bo tam zabawa zaczyna się o 23:30. W wtedy to my już po kolejnych paru drinkach i piwach tylko pobełkotaliśmy i bohaterowie po całej nocy w samolotach poszli spać. Wakacje. Należy się! |