Zanzibar prawdziwy...i inne dziwy:-)
Dzień 5 czyli Afryki dzikiej ciąg dalszy.

Poranne śniadanie przeciągnęło się nieco, ja negocjowałem cenę taksówki, a chłopaki kontemplowali widoki i wczuwali się w panoramę Paje



Parę słów na temat Simba Garden Logde
Jestem zachwycony. Basen, śniadanie, klima i obsługa...
Właściciel białas z RPA i wszędzie czarni jako obsługa która przychyli nam nieba. Czy to w kuchni, barze, basenie czy udostępni wifi na basen do meczu oglądania.
To moje wrażenie do którego mam prawo... to wyobraziłem sobie raj dawnego RPA, gdzie białas jako prawdziwy menadżer zarządza wychowanymi czarnymi
Tak tak, murzyni potrafią być naturalnie mili, szczerzą się białymi zębami... a dobrze zagospodarowani potrafią być naprawdę dobrzy w tym co robią.
Brawo.

Przejazd taksówką 90 km za 70 usd utargowany na 43 (płacony w miejscowej walucie) i jedziemy elegancką taxi z klimą przez dziki Zanzibar mijając co jakiś czas dala dala (miejscowe tanie busiki o średniej wygodzie).



Drogi albo jeszcze nie zbudowane, albo już zniszczone... kierowcy parę razy się oberwało "jak jedziesz Mistrzu?!?", ale w końcu dotarliśmy do Nungwi - najbardziej imprezowa miejscowość na wyspie, co oznacza lepsze knajpy, Ruskich oraz... dziką Afrykę, nad którą się skupiliśmy po przyjeździe do naszej Villi - dwie sypialnie, moskitiery, kuchnia, lodówka no i magiczne wiatraczki nad głowami.
Africa!



Szybki obiadek i poszliśmy na patrol - wschodnie plaże całkiem całkiem, jednocześnie to nie Paje.



Hotele, bary i miejscowi.



Północna plaża... brzydka, zasyfiona, pełna miejscowych, i kobiety zachuszczone i dziesiątki lokalsów kopiących piłkę.
Trochę handlarzy... cóż... chłońmy dzisiaj prawdziwą Afrykę.



Szkutnictwo na całego:



Zagłębiliśmy się w centrum Nungwi... to prawdziwe centrum...



Miejscowy "football-bar"



To nie japoński horror, ale na uliczce przy naszej "willi" też jest dobrze...



Po spacerze... przystąpiliśmy do wieczornego wsparcia się lampką rumu... i ruszyliśmy na miasto... na "clubbing"



I się dopiero zaczęło - w tureckiej knajpie 70 osób, z czego 20 białych, my piwko piwko... a tu już do tańca zapraszają kobiety... naprawdę już bez chust na głowie, odważne, wygadane...
Tu taniec, tam taniec...
Robi się dobrze... bo my znowu jacyś mega przystojni i pożądani....
Znowu jakieś piwo...
w końcu biorę moją "Sabrinę" po schodkach na plażę...
i znowu... rozmowa... bo ona taka konkretna... więc ja konkretnie czego ona chce...
A ona, że idziemy do mojego hotelu a tam....
... i tu dziewczę rzuca tyle mocno zawodowych słów, że znaczenia połowy z nich muszę poszukać na stronach xxx.
Cenę rzuciła też konkretną... jednakże przecież ja tu regularnie targuje do 50, a nawet 30% oczko

Nie nie moja droga... potańczyliśmy jeszcze... na koniec imprezy opłaciłem jej niedrogą taksówkę (trzeba wspierać miejscowy przemysł... symbolicznie, ale wspierać ... nawet kobietom upadłym można zapłacić za ich czas) i się pożegnaliśmy... mimo ofert "tańców" od kilku innych "dziw" Zanzibaru.

Koleżanka nie miała by na pewno nic przeciwko publikacji zdjęcia w zaufanym gronie, lekko się waham.... jednakże dla uzupełnienia tej sympatycznej opowieści myślę, że mogę umieścić wizerunek jednej z nocnych tancerek...



Zaskoczeni?
Nie jest tam źle... oczko


  PRZEJDŹ NA FORUM