Zanzibar prawdziwy...i inne dziwy:-)
Dzień 7 - czyli pocztówkowy Zanzibar

Tak tak, teraz będzie pojechane - bo z tego dnia w końcu zdjęcia odzwierciedlają "to coś" co oferuje naprawdę Zanzibar.
Będzie za dużo zdjęć, będzie sielanka... co byście zrozumieli... czemu po Zanzi będzie baaaardzo trudno oczarować nas jakąkolwiek plażą, i to nie tylko polską ,)

No to jedziemy - tzn płyniemy - tymże oto okrętem o jedynej słusznej nazwie - Kilimanjaro II.
To ten rejs za oficjalnie 40 USD, na który płyniemy za utargowane połowę ceny.



Kiero (tzn jak tam każdy - kapitan żeglugi oceanicznej) se płynął i se łowił... ku zadowoleniu międzynarodowej gawiedzi.



Było nas kilkanaście osób, w tym nowa Miłość imć Pędraka... ale o tym za chwilę.

Kumacie ten kolor wody?
Rejs w jedną stronę trwał niecałe 2 h.... i płynęliśmy tam na koniec horyzontu - wyspa Mnemba (należąca do Zanzibaru - po prostu idylliczna chroniona niezamieszkana wysepka parę km od głównej wyspy)



Na samą wyspę wejść nie można... za to będzie pływane...



No to panowie... gotowi do skoku?



Po kolei... lecimy!





Woda... bajka....
znowu się boję, że mnie coś w wodzie dotknie, znowu moja mała prywatna fobia i delikatny strach...
która nie wiadomo kiedy zmienia się z w ekscytację...
Nieudolnie próbuje dłońmi łapać rybki i bawię się tym podekscytowany tak samo jak wtedy,
gdy pierwszy raz w życiu włożyłem ręce pod stanik koleżanki z krągłym C.



I tak pływaliśmy... my rybek szukaliśmy.... a Pędrak swoją francuską, lecz pochodzącą z Gujany, rybkę Jessicę już znalazł...
Subtelny flirt zaczął się przy wchodzeniu na łajbę... i trwał i w wodzie, i na pokładzie...



  PRZEJDŹ NA FORUM