Zanzibar prawdziwy...i inne dziwy:-) |
Dwie godziny pływania, skakania, rybek obmacywania. i wracamy na właściwy Zanzibar... ale tym razem na jakąś zachodnią plażę. Powtórzę - ogarniacie ten widok? W końcu dopłynęliśmy do wypasionej, niemal pustej plaży. Po chwili już plaża nie była taka pusta - a najbardziej tłoczno było pod jakimś szałasem, gdzie capitano dzielił tuńczykiem, ryżem i sosem salsa. Nie przepadam za rybami, ale ten tuńczyk - masakra jaki dobry! Dobra dobra - jedzenie jedzeniem... ale obowiązki kibicowskie czekają ,) Godzinka jedzenia, biegania, rozkoszowania się gorącą wodą i spadamy... zostawiając tą niesamowitą plaże i leniwie bujający się opuszczony katamaran. Na powrocie wdrapałem się na górny pokład - czyli coś jakby na daszek nad pokładem - konkret słońce, ale kto jak kto - ja nie wymiękam Co by nie mówić, sprytny chłopak jestem, ja tam zawsze z piwem potrafię się odnaleźć. Nawet tam ,) Na koniec rejsu capitano z dwoma "hiphopowcami" z RPA zrobili mini prezentacje unplugged - mega klimatyczne było śpiewanie najbardziej znanej miejscowej piosenki Jumbo Bwana. Pryznaje, zapadło pozytywnie w pamięć Hakuna Matata! Mega dzień: po rejsie odwiedziliśmy knajpę, potargowaliśmy "na mieście" magnesy i w końcu dotarliśmy do naszej willi. Tam rumu się napiliśmy... i padli my. Jesteśmy rozgrzeszeni. Po takim dniu bohaterowie muszą odpocząć ps) powtórzę... patrzcie, patrzcie i pędźcie na Zanzi zanim ktoś parawany tam postawi ,) |