Zanzibar prawdziwy...i inne dziwy:-) |
piekara pisze: Pisz jakie to są specjal prajs.... Poradnik - jak kupujemy/negocjujemy na Zanzibarze. Miejscowi spotykają przeróżnych łosi z całego świata, więc negocjacje zaczynają podwyższając trzykrotnie cenę. A nóż się uda. Uwielbiają krzyczeć "special price for you" i po jakiejkolwiek obniżce "it's lucky day for you" I to nauczyłem się traktować jako... broń przeciwko nim. Nie są do tego przyzwyczajeni i... to działa. Ogólnie zasada jest taka: Jak krzyczy 10.000 szylingów to dobrze jest to kupić za 3.000, można kupić za 4.000-5.000. Za magnesy krzyczeli 6 dolarów (14 tysięcy) - my kupowaliśmy je 3500-4000. Przykładowa instrukcja jak kupić i się czuć jako zwycięzca (lub co najmniej "nieprzegrany") negocjacji: Tak więc idziesz uliczką.. i każdy sprzedawca chce byś zajrzał do jego kramiku. Jak chcesz coś kupisz... olewasz... i znudzonym wzrokiem wodzisz po wszystkim. Na nic nie pokazujesz, niczym się nie podniecasz... oni są mistrzami... zaraz zobaczą Twoje zainteresowanie... i już cena idzie dwa razy do góry. Załóżmy, że dostrzegasz koszulkę która Ci się podoba. Idziesz ciut wolniej... i już Cię zaprasza do środka. - ale ja nic dzisiaj nie kupuję... zastrzegasz... ja tylko oglądam, kupować będę jutro - sprzedawca nie zwraca uwagi, on musi Cię ściągnąć do środka.... więc na wszystko się zgadza - to podstawa, to nie on Cię zobowiązał, to Ty dałeś sobie drogę odwrotu. - ile ta koszulka? - 35 tysięcy szylingów - co? "My friend" ja widziałem takie koszulki po 10 tysięcy. Nie nie... za drogo... takie koszulki w (inna nazwa miejsowości) widzialem po 10 tysięcy. Ale podoba mi się ta... my friend... i want special price for me. 10 tysięcy i let's make a business - nie da rady taka cena - sprzedam Ci za 25 tysięcy - ale ja mam dzisiaj "lucky day" - dam Ci 12 tysięcy. - nie nie... 20 tysięcy - ok... rozumiem to Twoja cena. Będę pamiętał, bo jutro będę robił zakupy. Tak więc tak jak się umówiliśmy... dziękuję za informację, być może widzimy się jutro. I tu sprzedawca czuje, że traci klienta. Potrafi odpuścić jak ma za dużo klientów... i to nawet dobrze... bo Ty nic nie tracisz, ponegocjowałeś i wychodzisz... nie wydając żadnej kasy. Tacy sprzedawcy się zdarzają, jednak większość nie chce tracić klienta. - ok.. jak weźmiesz dzisiaj to sprzedam Ci za 18 tysięcy.... - spójrz.. i tu rysujesz na kartce lub na piasku... Twoja cena 18 tysięcy, moja cena 12 tysięcy. Spotykamy się w połowie drogi. 15 tysięcy i robimy deal. (to ich metoda, raz się wciągnąłem, potem sam zacząłem z niej korzystać do finalizacji zakupu) I zazwyczaj robimy deal - on zarobił, Ty nie dałeś się zrobić jak łoś... i masz dwie rzeczy: koszulkę i zadowolenie, że transakcja poszła po Twojemu. Oczywiście jak już złamiemy tego sprzedawcę to warto drążyć temat. Bo już jesteście "friends" Bo koszulkę potrzebuję też dla dziecka czy kobiety. Zanim zapłacisz... - słuchaj... taki dobry jesteś sprzedawca więc mam pomysł - wezmę więcej, wezmę tą koszulkę dla dziecka... i zapłacę za dwie 25 tysięcy. - nie nie.. jak dwie to 28 tysięcy. - i znowu rysujesz: moja cena 25 tysięcy, Twoja 28 - robimy 26 i jest ok. Ok? - eeee... no niech będzie. Rada na koniec: oni są sprzedawcami i kochają się targować. Jak wynegocjujesz 30-40% ceny to popatrzą na Ciebie z uznaniem. Umiejętnie targujesz się i ich dzięki temu zyskujesz ich szacunek. A oni i tak zarobią. Bez obaw. Kupując bez targowania (bo się krępujesz, bo nie zależy Ci na tym) traktują Cię jak frajera. Targujesz się zawsze z uśmiechem - wszak powiedziałeś, że dzisiaj nie kupujesz, więc masz furtkę by zakończyć negocjacje bez dyskomfortu. Powodzenia! |