Lesbos leniwie....
25.09.2019, środa

Lot mamy z Pyrzowic o godz. 10:45, nic nam biuro nie przesunęło, nie zmieniło. O 6:30 wyjeżdżamy z domu (zgodnie z pierwotnymi założeniami!! w sumie to rzadko mamy poślizg większy niż 15 min.) i po 2h jesteśmy w Pyrzowicach. Podjeżdżamy na parking Darex (już przez nas w przeszłości wykorzystywany), gdzie zostawimy samochód na 8 dni. Cena zgodna ze stroną www, choć od kwietnia, kiedy lecieliśmy do Aten, cena poszła w górę... W busie, który wozi na lotnisko siedzą turyści, to się ładujemy do środka, a tu podjeżdża kolejny samochód, więc czekamy na kolejną rodzinkę. Towarzysze z busa lecą na Kretę, czyli też Grecja bardzo szczęśliwy Pogoda nie zachęca, jest szaro i lekko kropi… no nie jest to piękna polska jesień…. Dobrze, że nie musimy pieszo na lotnisko iść….

Lotnisko jak lotnisko, jak dotąd zawsze trafialiśmy na pustki, a tu dziś Armagedon
zdziwiony – do odprawy bagażowej kłębi się tłum ludzi bez żadnego ładu i składu… Jakoś się przeciskam, łapię jakiegoś pracownika lotniska i dowiaduję się że ostatnie 2 bramki w tym miejscu to na Lesbos, reszta Kreta i chyba Teneryfa – na wyświetlaczach nie ma jeszcze informacji, a tłum już stoi w nieusystematyzowanych kolejkach….. Po nudnym czekaniu, w końcu pojawia się komunikat na wyświetlaczach i zaczyna się odprawa…. Ale to jest nudne… Ledwie się poruszamy w kolejce, a czas dość szybko płynie, no ale w końcu jest nasza kolej…. Moja walizka mieści się w limicie (20kg) i jeszcze ma spory zapas, bo waży ledwie 14 kg bardzo szczęśliwy Chłopaki mają jeszcze większy zapas wagowy bardzo szczęśliwy

To teraz osobista, nie ma co zwlekać, bo i tu się już kolejki porobiły… Skanowanie kart pokładowych, no i zostaję wylosowana do dokładnej kontroli. No to opuszczam kolejkę i idę do innej bocznej taśmy, gdzie już dokładnie sprawdzają i mnie, i mój bagaż, w tym oczywiście na narkotyki… No można dalej iść, tylko trzeba na nowo poukładać w torebce wszystko. Jak się okazuje, mimo że musiałam udać się, gdzie indziej i dokładniej byłam sprawdzana to ja już jestem po odprawie, a moje chłopaki jeszcze w trakcie… Ale szybko do mnie dołączają i idziemy pod bramkę zająć sobie jakieś miejsce siedzące. I to była dobra decyzja, bo miejsc siedzących jest mało, a przygotowywane są 3 rejsy w tym samym czasie. Trochę łażę pod sklepach, ale nic ciekawego nie ma, stwierdzam, że ceny perfum są droższe niż w Seforach czy Douglasach.

Dla informacji: przy bramkach na dole jest poidełko z wodą do picia bardzo szczęśliwy i nawet z wylewką do uzupełnienia własnej butelki (z czego korzystam) – no postęp na naszych lotniskach dotarł….

Czekamy, czekamyyy i czekamyyyyy… W momencie, kiedy odprawa powinna się już kończyć, ona się dopiero zaczyna zmieszany …. Cierpliwie siedzimy dalej i udajemy się za sznurek dopiero na sam koniec, lepiej posiedzieć niż kłębić się w tłumie za sznureczkiem w oczekiwaniu na autobus… Jeden czy dwa autobusy już pojechały, a kolejnych nie widać, a tłum stoi i stoi, i czeka, my teraz już też czekamy, dobrze, że samolot też czeka, bo jednak już jest po czasie. Jest 10:48, czyli 3 min. temu miał być teoretycznie odlot…. W końcu i my zmierzamy do samolotu….


Zajmujemy swoje miejsce, niestety przed nami rodzina z bobasem, płaczącym…... no lot nie zapowiada się spokojnie i cicho… W końcu startujemy z godzinnym opóźnieniem i opuszczamy deszczową szarą krainę…. Zgodnie z prognozą, na miejscu dziś będzie najgorszy pogodowo dzień…



  PRZEJDŹ NA FORUM