Lesbos leniwie....
25.09.2019, środa, jedziemy do Anaxos

Nasz autobus, po krótkiej przemowie rezydentki, która udała się do następnego pojazdu, jako pierwszy opuszcza lotnisko. Jedziemy wzdłuż lotniska i nabrzeża i po chwili wjeżdżamy w labirynt uliczek i ładnych, ale opuszczonych domów. Niektóre z budynków są pięknie ozdobione, ale zniszczone i opuszczone. Tylko ogródkowe ogromne palmy ratują widok. Po chwili znajdujemy się ponownie przy nabrzeżu, ale tylko na chwilę i znowu skręcamy w wąskie uliczki i zaczynamy wspinać się pod górę. Jeden, drugi, trzeci zakręt i jesteśmy na głównej trasie na wyspie. Do przejechania mamy tylko i aż 68 km.


Droga wspina się pod górę, a za szybami widać lasy sosnowe (piniowe), ciężko przez szybę określić. W pewnym momencie droga opada i widać wodę. Zbliżamy się do zatoki Kallonis, jedną z dwóch wcinających się głęboko w wyspę.


Droga lekko oddala się od zatoki i jedziemy wzdłuż brzegu poletek solankowych. I tu ogromne zaskoczenie 8O 8O …. Wiedziałam, że jest szansa, ale nie liczyłam na to, że się uda, bo w sumie jest bardzo ciepło, ale ONE są… W poletkach solnych brodzą różowe flamingi bardzo szczęśliwy bardzo szczęśliwy Są dobrze widoczne, bo są prawie przy samej krawędzi pól, a tym samym drogi bardzo szczęśliwy .. No ale telefonu ani aparatu nie miałam w tym czasie pod ręką... Więc musicie mi uwierzyć na słowo, że ONE tam były... Przy poletkach są drewniane ambony, więc można spokojnie i w cieniu ptactwo podglądać bardzo szczęśliwy

Przejeżdżamy przez miasteczko Skala Kallonisos i od tej pory ponownie wspinamy się pod górę, ale krajobraz całkowicie ulega zmianie. Nie ma już zieleni sosen/pini tylko dość gołe pola, skały, makia i błyszczące w popołudniowym słońcu srebrne sady oliwkowe. Z każdym kilometrem, więcej skał, suchej ziemi, wypalonej przez słońce trawy, a mniej makki. Tempo jazdy mocno spada, bo zaczynają się serpentyny: auta z naprzeciwka zatrzymują się sporo przed łukiem, abyśmy autokarem mogli się wykręcić. A za nami 2 pozostałe autokary. I tak zlatują kolejne kilometry. Klima w autobusie działa chyba na maksa i robi mi się zimo, dobrze, że bluza z samolotu jest pod ręką… A za szybą piękne słońce, ale na postój nie ma co liczyć - i tu wychodzi wada transportu zorganizowanego.... Wypatruję na horyzoncie morze i zaczynamy zjazd w dół, oczywiście krętą drogą z licznymi zakrętami. Na skrzyżowaniu w dziwny sposób skręcamy w lewo na Anaxos, a potem jeszcze w prawo w wąską drogę (na 1 samochód). Na końcu drogi, tuż przed samym morzem, postój i wysiadają osoby do pensjonatów (jednej z nich braliśmy pod uwagę) i hotelu. Teraz powrót na główną drogę, jeszcze z kilometr jazdy i autokar zatrzymuje się na drodze, na środku niewielkiego skrzyżowania - siga, siga.... Tak jak rezydentka mówiła, autokar nie podjeżdża pod same obiekty noclegowe, bo najnormalniej nie zmieści się w uliczkach... i rzeczywiście, nie ma szans, nawet jakby się uparł, nie mówiąc już o jeździe między samochodami zaparkowanymi w greckim stylu bardzo szczęśliwy … Teraz kilkanaście metrów na własnych nogach i po ok. 2 h od wylądowania jesteśmy u naszego celu: Lakis studio


  PRZEJDŹ NA FORUM