Okolice Aten - express :)
Skończyło się na tym, że:

- Pierwszego dnia zrobiłem sobie city break w Pireusie, przyjemne miejsce zwłaszcza spacerując wieczorową porą - port, centrum, katedra, wykrzywienie gęby po zjedzeniu kwaśnej pomarańczy z drzewa no i szczególnie polecam spacer urokliwym deptakiem Sotiros Dios. Zadziwiło mnie to, że Pireus nie ma chyba jakiejś szczególnie rozbudowanej tożsamości miejskiej, czują się chyba just częścią Aten, bo zakup magnesu typowo z nazwą Pireus był nie lada wyzwaniem bardzo szczęśliwy Po przejrzeniu kilku kiosków trafiłem wreszcie na jeden z "lwem z Pireusu", który tak na marginesie znajduje się obecnie w Wenecji xD

- Drugiego dnia wyprawiłem się do Delf. Autobusy na tej linii to prawdziwe zło, szwankował mi internet i nie za bardzo miałem jak zamówić bilet online, więc sporo się naczekałem zanim dostałem bilet na stacji KTELa. Ci bez internetowej rezerwacji zostali przez sprzedawcę skierowani do kolejki "drugiego sortu" i zajął się nami na dziesięć minut przed odjazdem zdziwiony Nie jestem pewien, czy wszyscy w ogóle zdążyli. Tak czy inaczej podróż 90 km trwała około trzech godzin! Tyle dobrego, że po drodze mogłem "po amerykańsku" zwiedzieć śliczną Arachovę, zimowy kurort grecki, a także Livadię. Teby niestety minęliśmy bokiem. W samych Delfach miałem niespełna trzy godziny, bo zimą rozkład jazdy na tej linii jest bardzo skromny i to była najrozsądniejsza czasowo opcja. Zdążyłem jednak zobaczyć wszystkie musty - beka, że nie ma tam żadnej rozbudowanej infrastruktury między miastem a Świątynią Ateny i część drogi trzeba było pokonywać poboczem ruchliwej szosy. Zdążyłem też jednak przespacerować się nieco nowym miasteczkiem - w tym ostatnim moja pięta achillesowa, kynofobia, została niestety wystawiona na ciężką próbę zdziwiony Sporo tam sfor bezpańskich psów i to same takie bycze, więc spacerek z wrażeniami. Przybyło kilka siwych włosów, ale też kilka spontanicznych znajomości z przechodniami, żeby poczuć się pewniej pan zielony Widoki na Parnas robią jednak takie wrażenie, że wszystko inne zostało wynagrodzone.

- Po powrocie pokręciłem się jeszcze po aglomeracji, odświeżyłem sobie centrum Aten i podjechałem metrem do Peristeri, gdzie akurat odbywał się jarmark bożonarodzeniowy, więc po delfickiej podróży doładowałem się grzańcami. Myślałem, że to takie just bezosobowe miasto aglomeracyjne, ale centrum z deptakiem zrobiło na mnie fajne wrażenie, także polecam, bo to taki nieoczywisty kierunek, a warto.

- Trzeci dzień pod hasłem Koryntu wesoły Tutaj droga przeszła bardziej cywilizowanie, bo można się tam dostać w godzinkę bezpośrednim pociągiem. Wspomnę tylko, że zaskoczył mnie ateński dworzec Larissa, który z tego co się zorientowałem jest głównym w mieście, a wielkością przypomina dworzec w moim rodzinnym 70-tysięcznym Stargardzie pan zielony Ewidentnie mocniej stawiają w Grecji na KTEL-e niż na kolej. Generalnie była to moja pierwsza przygoda z greckimi pociągami, więc wspomnę jeszcze tylko o tym, że średnio co drugą stację wchodzili żebracy, którzy przechadzali się po pociągu i w każdym wagonie opowiadali historię swojego życia, po czym robili rundkę z kubeczkiem i dawali przynajmniej minutowe błogosławieństwo każdemu, kto się dorzucił. W sumie ciekawy motyw, na pewno mocniej się taki nastara niż nasi lokalni "eee, kierowniku, daj pisiąt groszy" xD Sam Korynt niektórzy mi odradzali, ale moim zdaniem jest zdecydowanie warty odwiedzin - ustawiłem się tam z lokalnym taksówkarzem, który przewiózł i odebrał mnie ze stanowiska archeologicznego (spore i ciekawe, warto też zajrzeć do muzeum), obwiózł po nowym mieście i potem nad kanał, który serio robi wrażenie - z pociągu się go dokładnie nie zobaczy, więc trzeba było podjechać i ponapawać się widokiem.

- Po powrocie do Aten planowałem zajechać na Vouliagmeni, ale tu niestety przykra niespodzianka - infrastruktura nad jeziorem jest w remoncie i otwierają się dopiero na wiosnę, a z tego co wyczytałem nie da się tam wypluskać na dziko, więc pipa. Na pocieszenie porządnie zaliczyłem sobie Muzeum Akropolu, bodaj jedyne w Atenach, które jest zimną czynne w ludzkich godzinach, czyt. dłużej niż do 15 czy 16 lol Zabezpieczenia i kontrole przy wejściu dorównują chyba tym w Pentagonie, ale ekspozycja wynagradza cierpliwość oczko

To tyle wesoły Ekspresówka przyjemna, ale okolica jest na tyle ciekawa, że wymaga przynajmniej jeszcze jednej takiej. Nie odpuszczę sobie tego Vouliagmeni oczko Teraz jednak pora na Cypr Express, więc zapraszam do osobnego wątku, który zaraz stworzę wesoły

PS: Niestety covidowe szaleństwo jest tam znacznie dalej posunięte niż u nas, w większości knajpek musiałem pokazywać certyfikat, o muzeum nie wspominając. I tak dobrze, że byłem w ostatniej możliwej chwili, gdy można się było dostać do Grecji na sam certyfikat, bo teraz już sobie życzą testów.

PS 2: A spałem jednak na Omonii, skąpstwo wygrało. Ale to już drugi raz i żyję, więc chyba nie taki diabeł straszny lol


  PRZEJDŹ NA FORUM