Cypr Express
No dobra, veni vidi vici, kolejna ekspresówka zaliczona. Oczywiście w kilku kwestiach zjajczyłem, ale i tak jak na dwa i pół dnia poszalałem sobie chyba całkiem nieźlecool

Dzień 1
Przelot do Larnaki. Oczywiście kowidianie atakują, bo nie dość, że musiałem dać sobie wcisnąć patol do nosa na lotnisku w Katowicach (chwalić Zeusa, że mają tam czynne 24 h i idzie załatwić wszystko wraz z wynikiem w maksymalnie godzinę), to jeszcze na lotnisku w Larnace znów cała ekipa została skierowana na wsadzanie patola, tym razem dla odmiany do nosa i ust. Na początku bałem się, że nie wypuszczą nas z lotniska dopóki nie wyjdzie negatywny (a czas oczekiwania na te wyniki to 3-4 godziny), ale na szczęście tak się nie stało. Niby zalecana jest w tym czasie "samoizolacja w hotelu lub miejscu zamieszkania", ale stwierdziłem, że jeśli mam trzy igły, kaganiec na buzi i jeszcze negatywny wynik sprzed kilku godzin z Katowic no to już trochę bycz pliz. Dojechałem więc autobusem do Finikudes, czyli głównej nadmorskiej ulicy miasta, zaliczyłem szybką obczajkę znajdującego się na jej końcu zamku (może po ostatnich greckich przygodach jestem wybredny, ale niczego nie urwał - taki just kwadratowy, w środku wystawione trzy armaty, możliwość wejścia na mury plus dwusalowe mini muzeum). Wróciłem więc na Finikudes i wpakowałem się w autobus do Agia Napy, skąd przejechałem potem taksą na Cape Greco. Tu już naprawdę cudeńko - skalne mosty, błękitna laguna, cerkiewka znajdująca się pośrodku niczego... Piękny widok nawet w lutym.

Jeśli z kolei chodzi o miasta, to Larnaka niestety zawodzi, moim zdaniem najbrzydsze miasto z tych dużych na Cyprze. Jest tam wspomniany zamek, całkiem ładny kościółek św. Łazarza, jeden ładny meczet na obrzeżach i w sumie tyle. Ulice są mocno zaniedbane, miałem wrażenie, że co trzeci budynek to opuszczona rudera, która zawali się, gdy tylko ktoś oprze się o ścianę. Elewacje odpadające, pobazgrane kiepskiej jakości graffiti i w ogóle jakoś tak meh. Agia Napa z kolei wydaje mi się bardziej zadbana, tylko że tam z kolei mało zabytków - takie just nasze Międzyzdroje, czyli typowy kurort nadmorski.

Nocleg miałem w Petalmo City Appartments w centrum Larnaki, które polecam dla człeków niewymagających, takich jak ja. To właściwie takie mini kawalerki, bo masz spory pokój z w pełni wyposażonym aneksem kuchennym, telewizor, balkon, itp. Centrum miasta, a zapłaciłem 300 zł z hakiem za trzy noce, więc moim zdaniem worth it. Jedynie trochę beka, że oni tego nie zamykają na noc i w sumie może tam wleźć każdy z zewnątrz przez taką dziadowską kotarę z koralików, no ale same pokoje mają już porządny zamek, więc miałem względną pewność, że nikt nie przyjdzie w nocy poderżnąć mi gardła i ukraść moje cenne magnesy za dwa euro.

Dzień 2
Postanowiłem sobie, że zastawię się, postawię się, ale dostanę się na Cypr Północny do Famagusty i Salaminy. Internety niestety nie pomagały, bo znalazłem masę sprzecznych i durnych informacji. Między innymi takich, że trzeba wygenerować sobie kod QR na jakiejś tureckiej stronie, a to akurat huhu prawda, bo celnik chciał ode mnie tylko dowodu osobistego plus zaświadczenia covidowego - nie wiedziałem w sumie którego z tej setki, które miałem przygotowane, pokazałem mu więc wydrukowany wynik testu z Larnaki i powiedział, że luz. Straszono mnie też, że komunikacja autobusowa jest tam beznadziejna i w ogóle hur dur, tylko samochód i jak nie masz prawka, to najlepiej idź się utop. A tu wcale nie, bo dałem radę. Koło Bramy Kyreńskiej trafiłem na autobusy do Famagusty - co prawda wyglądające jak nasze z czasów PRL, ale miało to swój klimat. Godzinka przejazdu i siup, jestem w Famaguście. Miasto naprawdę kozackie, zdecydowanie najbardziej urokliwe, jakie widziałem na Cyprze, a widziałem wszystkie pięć największych. Niesamowite wrażenie zrobiła na mnie katedra św. Mikołaja - gotycka dwuwieżowa świątynia przerobiona na meczet. Dziwnie to wygląda zwłaszcza w środku. Układ i sklepienia takie, jakie znamy w Polsce, a popitalasz sobie po dywanie w skarpetkach. W Famaguście jest też "Pomnik Zwycięstwa" upamiętniający najazd Turków na Cypr - to zdecydowanie najdziwniejszy pomnik, jaki widziałem w życiu. Jest trochę creepy, ale w pewien sposób fascynujący - i tak właściwie można opisać całe to miasto. Pobliska (około 20 minut taksą) Salamina też robi robotę - jedno z bardziej okazałych stanowisk archeologicznych, jakie widziałem, także zdecydowanie warto - jak dla mnie lepsza od Pafos.

Przy okazji przeprawy w tę i nazad zobaczyłem też obie strony Nikozji - południowa zadbana, elegancka, fajne wrażenie robi deptak Ledra. Północna to z kolei bardziej harmider i bałagan, ale też ma swój urok. No i prawdziwą perełką, kompletnie nieopisywaną w przewodnikach, jest meczet w Haspolat na obrzeżach aglomeracji, przy wyjeździe na Famagustę. Przez chwilę myślałem, że teleportowałem się do Stambułu pod Błękitny Meczet.

Generalnie trochę beka, bo na Cyprze Północnym nikt w sumie nie wie, która jest godzina pan zielony Europejskie telefony łapią czas turecki, czyli +2 do naszego, a w rzeczywistości oficjalnie używają tam +1, tak jak na Cyprze Południowym. Chwilę mi zajęło ogarnięcie wtf, bo pytane na ulicy osoby odpowiadały w różnych wersjach xD

Dzień 3
Tutaj niestety trochę zjajczone, bo po milionie kilometrów zrobionych w dwa ostatnie dni i małej ilości snu, zwyczajnie zaspałem na poranny autobus do Limassol xD A trasę miałem tak napiętą i wyliczoną, że w takim wypadku to już tragedia i trzeba było edytować. Z drugiej strony może to i dobrze, bo odpuściwszy Kurion miałem więcej czasu na spokojne zwiedzenie Pafos (a dojazd tam autobusem z Larnaki to łącznie prawie trzy godziny, z przesiadką w Limassol) ze swoim całkiem spoko, ale jednak przegrywającym z Salaminą stanowiskiem archeologicznym, zobaczenie Skały Afrodyty (mimo zimy, robi robotę), zamku i wszystkiego, co tam jest konieczne. Wracając, zaliczyłem sobie spacerkiem centrum Limassol by night czekając półtorej godziny na przesiadkę. Miasto na pewno dużo bardziej pro od Larnaki - bardziej żywe, odnowione i zadbane.

Dzień 4
Lot miałem o 11:20, więc trzeba było być o 9:20 na wypadek jakichś kolejnych covidowo-dokumentacyjnych szaleństw, ale stwierdziłem, że nie wylatuję bez zobaczenia flamingów. Na mapie Słone Jezioro w Larnace i meczet przy nim wydają się mega blisko lotniska, no ale niestety w rzeczywistości są dwa klocki, a w dodatku Cypr jest tak nieprzyjazny pieszym, że omamo. Wydawałoby się, że taka atrakcja tuż przy lotnisku zasługuje na osobny przystanek w jak najbliższej okolicy, żeby zachęcić ludzi do połączenia tego, ale gdzie tam - najbliższy z półtora ka i zapitalaj wąskim chodnikiem wzdłuż ruchliwej jezdni. Przejść dla pieszych też za bardzo nie ma, bo po co, więc trzeba było sprintować przez środek czekając pięć minut aż akurat nie będzie sznureczka aut xD Tyle dobrego, że flamingi dopisały i było wartocool

No i tyle lol Generalnie tak porównując na chłodno, Kreta z Cyprem jednak wygrywa, ale tu też mi się podobało. Mosty skalne na Cape Greco, Skała Afrodyty, ruinki w Salaminie i piękna na swój creepy sposób Famagusta to rzeczy, które zapamiętam na długo.

I taka refleksja na koniec - oni tam mają prawdziwego fioła na punkcie aut. Ja nie wiem, gdzie ci wszyscy ludzie tak jeżdżą, ale nawet kuźwa o drugiej w nocy, na jakimś totalnym wygwizdowie w Larnace, na wąskich uliczkach, gdzie w promieniu kilometra minąłem zero osób na chodniku, i tak były takie sznureczki aut, że musiałem czekać na przejście dłużej niż w Wawie na Marszałkowskiej pan zielonypan zielonypan zielony

Generalnie greckie ekspresówki wkręcają mi się coraz mocniej, a że akurat znowu zmieniam pracę i muszę wykorzystać urlop na koniec lutego, to już siedzę na esky obczajając tanie loty, więc stay tuned taki dziwny


  PRZEJDŹ NA FORUM