Grecja 2010 - Peloponez tym razem na dłużej i znowu namioty |
W 2010 roku już bez zastanawiania postanowiliśmy jeszcze raz pojechać całą rodziną do Grecji. Znajomi z poprzedniego wyjazdu, jako że byli tam już kilkukrotnie zaproponowali abyśmy tym razem pojechali trochę dalej czyli na Peloponez. Ponieważ trasa dłuższa to wcześniej już zaklepałem sobie dłuższy 3-tygodniowy urlop. Padło na lipiec, a to ze względu na dzieci w szkole i żona nauczyciel. Nauczeni po pierwszym wyjeździe uzupełniliśmy sprzęt kempingowy o brakujące drobne elementy typu stolik, rozkładane krzesełka i tym podobne drobiazgi. Zaopatrzyliśmy się także w radia CB, bardzo się przydają w trasie jak się jedzie w kilka samochodów. Ustaliliśmy wyjazd na środę 30 czerwca wieczorem. Ostatecznie z pewnym poślizgiem udało nam się wyjechać tuż przed północą. Przez Cieszyn na Słowację do Żyliny potem już autostradą przez Bratysławę, Budapeszt do granicy Serbskiej praktycznie bez dłuższych postojów. Zaryzykowaliśmy przejazd głównym przejściem i nie zawiedliśmy się, pokonanie granicy nie zajęło nam więcej niż 30 minut. Przez Serbię droga bez historii, krótki postój i drzemka na parkingu i przed godziną 16 byliśmy w Skopje gdzie zarezerwowaliśmy sobie 8 miejsc w hotelu. Na miejscu okazało się że to jakaś jedna wielka pomyłka, jakaś piwnica bez okien gdzie śmierdziało lizolem i pleśnią. Na szczęście zaliczka była niewielka więc szybko pożegnaliśmy to miejsce. Straciliśmy 2 godziny na dojazd i szukanie taki był efekt nie sprawdzenia oferty. Przy granicy greckiej w miejscowości Gevgelija, znaleźliśmy przyzwoity motel gdzie za 100 Euro dostaliśmy dwa dwupokojowe apartamenty ze śniadaniem. Pierwszym naszym planowanym przystankiem w Grecji miały być Delfy a stamtąd mieliśmy jeszcze 450 km. Link do Motelu Vardar Następnego dnia rano zdążyłem jeszcze obejrzeć stanowisko archeologiczne, dosłownie obok. Zaniedbane i oprócz tablic pamiętających Titio niewiele widać. Po śniadaniu, bez pospiechu pojechaliśmy dalej. Praktycznie w okolice Lamii droga cały czas autostradą, w niektórych miejscach w przebudowie zwłaszcza na odcinku od Leptokarii do Larisy. Potem zaczęły się agrafki przez góry Parnasu. Może niezbyt wysoko, bo droga nie dochodzi nawet do 1000 m npm ale na początek wystarczy. Tam pierwszy raz przeżyliśmy burzę i mocną ulewę. Podjechaliśmy akurat do leżącego wśród pól jakiegoś zajazdu na kawę i przez dobrą chwilę nie mogliśmy wyjść z samochodu. Dopiero parasole plażowe pomogły Przerwa na kawę, ładny ośrodek rekreacyjny w szczerym polu. Już prawie dojeżdżamy, dolina gajów oliwnych. W Delfach mieliśmy do wyboru 2 kempingi Chrissa Camping Apollon Camping Po obejrzeniu na miejscu i negocjacji ceny wybraliśmy ten drugi, zwłaszcza ze względu na bliskość starożytnych Delf. Położony na zboczu góry 400 m npm, tarasowo zagospodarowany z przepięknymi widokami na zatokę Koryncką, z górami Parnasu za plecami. Późnym popołudniem podjechaliśmy jeszcze w okolice starożytnych Delf aby się rozejrzeć, na zwiedzanie przyjdzie czas następnego dnia. Wieczór w górach Ciąg dalszy jutro… |